SEaNS 28
25 stycznia
Odsłon: 172
Historia wywodząca się z desek teatru znana pod dłuższym tytułem "Le Dieu du Carnage" Yasminy Rezy zagościła w ostatni czwartek na naszym ekranie w postaci "Rzezi" Romana Polańskiego. Okraszona pierwszorzędnymi twórcami i obsadą fabuła ukazuje na słodko-gorzki sposób prozaiczną sytuację, a za nią komentarz dotyczący człowieka i kultury.
Po bójce swoich pociech dwa małżeństwa decydują się spotkać by nawiązać - w przeciwieństwie do swoich dzieci - "nić porozumienia" w celu omówienia i rozwiązania zaistniałego konfliktu. Jednak szybko okazuje się, że wiek tu nie gra roli, a co miało być życzliwą, racjonalną negocjacją szybko przeradza się w niekontrolowaną "rzeź"...
Obserwujemy przemianę, a w zasadzie stopniowe zrzucanie masek czterech skrajnie różnorodnych bohaterów. Wszyscy jednak mają wspólną cechę - pod pozorem towarzyskiej ceremonialności skrywają multum niewysłowionych, a niekiedy nieuświadomionych emocji. Przez to jednak atmosfera w powietrzu niemal namacalnie gęstnieje, a wzajemne antagonizmy doprowadzają do gwałtownych zmian aliansów i coraz większych rozłamów wykraczających poza pierwotne "my-oni".
Taka obserwacja, a często konfrontacja z własnymi skrywanymi odczuciami, doprowadziła do paru ciekawych spostrzeżeń. Jednemu z uczestników dyskusji ciągłe życie w ogólnospołeczno przyjętych rolach, pozorach, których motyw często wychodził w rozmowie, przywiódł na myśl ubiegłotygodniowego "Matrixa" przez bezwiedne podążanie za normami, a nawet swego rodzaju iluzją, która każe przemilczać, ograniczać odczuwane emocje, których sterta nieubłaganie jednak robi się coraz wyższa.
A co może być ich potencjalnym wyzwalaczem?
Stopniowy poczęstunek idący od szklanki wody, przez kawę odniósł sukces w postaci ukazania prawdziwego oblicza bohaterów dopiero w momencie, gdy na scenie pojawia się 18-letnia szkocka. Tutaj nawet postaci początkowo przeciwne trunkowi ostatecznie ulegają, dając się wciągnąć w kulturowy wir skrajnej otwartości i szczerości. Dopiero po nim zanikają ostatecznie wszelkie pozory idealnego domu, małżeństwa, charakteru i wychodzą na jaw dawne zarzuty i żale. Czy okazuje się, że dopiero z taką pomocą jesteśmy w stanie porozmawiać otwarcie? Czy wynika to z kultury, którą jesteśmy otoczeni? Część, w myśl zasady, że "kłótnia oczyszcza", była zdania, że pomogło to w osiągnięciu leczniczego katharsis między bohaterami. Na ile jednak w takich warunkach mogło być to szczere i rzeczywiste?
Film będący satyrą na nasze zachowania udowadnia nam, że jednak w każdym z nas może kryć się zarówno dyplomata, jak i niepohamowany wyznawca "boga rzezi"... Zależnie tylko od okoliczności.
autor: Aniela